Grey Oceans
2010, Sub Pop
Na „Grey Oceans” natknąłem się przypadkiem. To dzięki Julkowi ją przesłuchałem. Miał rację, że płyta może mi się spodobać. Zachwyciłem się nią.
Jestem niezwykle wdzięczny szalonym siostrom za to, że w końcu wyszły z łazienki, strychu i innych hermetycznych miejsc. Wyszły na pole i – przyodziane w filcowe peleryny oraz włochate brody i wąsy, w końcu zaczerpnęły powietrza. Zawsze przyjemnie jest obserwować proces wyjścia na powierzchnię i dojrzewania muzycznego. W wypadku metamorfozy Cocorosie, czuję się widzem szczególnie uraczonym tym, co widzę, gdyż rezultat jest naprawdę urokliwy i wart poświęcenia uwagi.
Muzyka nabrała uduchowionego charakteru, dużo tu nowego, syntetycznego szamanizmu, filcowej magii i miejsko-wiejskiej magii. Nie jest tomuzyka ani amerykańska, ani europejska, ale Cocorosie zawsze fruwało gdzieś ponad kontynentami. Niełatwo osiągnąć taką niezależność. Na „Grey Oceans” słychać wpływy Bjork i estetyki skandynawskiej. Dużo tu elektroniki. Utwory są przemyślane, wyważone i – często – porywające.
Poetyckie i błyskotliwe teksty współgrają z warstwą muzyczną w intrygujący sposób.
Polecam tę płytę wszystkim wrażliwym na piękno i spragnionym świeżej dawki dobrej, inteligentnej muzyki. Na koniec powiem, że – wbrew stereotypom – nie jest to muzyka jedynie dla kobiet :)
Moi faworyci:
nr 2 - Smokey Taboo
nr 4 - Undertaker
nr 6 - R.I.P. Burn Face
nr 8 – Lemonade
Już pierwszy zamieszczony kawałek skłonił mnie do przyjrzenia się tej płycie. Na dysku mam i znam tylko ich pierwszy album, którego prawie nie słucham Ten wygląda faktycznie obiecująco.
OdpowiedzUsuńPowodzenia z pisaniem :)
Julia
trzymam bardzo, bardzo mocno kciuki za powodzenie i ciągłość :) tego projektu.
OdpowiedzUsuńZaczyna się obiecująco :*
:)
OdpowiedzUsuńdzięki za wsparcie