środa, 25 sierpnia 2010

tunng – and then we saw land

Tunng
And Then We Saw Land

2010, Full Time Hobby









nie wiem, czy sam genders i mike lindsey mieli pojęcie i pomysł na to, jaką muzykę tworzyć będą za kilka lat, gdy na początku swojej kariery nagrywali kawałki do filmów soft-porno. założyciele londyńskiego tunng wyszli jednak na ludzi i wzięli się za prawdziwą muzykę. całe szczęście, bo udało im się stworzyć kilka naprawdę dobrych płyt.

po zaskakującym debiucie „mother's daughter and other songs”, który urzekł słuchaczy i krytyków, nie najgorszym „comments of the inner chorus” oraz fenomenalnym „good arrows”, najnowsza płyta wydaje się być próbą wyjścia poza liczne szufladki, w których wylądowała twórczość tunng (z terminem folktronica na pierwszym miejscu).
na poprzednich wydawnictwach zespołu, elektronika stanowiła jeden z elementów szkieletu zarówno poszczególnych utworów, jak i całych albumów, wyraźnie wybijając się do przodu, często nawet na pierwszy plan.
na „and then we saw land” elektroniczne brzmienia zredukowane zostały do roli akompaniamentu/tła/elementów towarzyszących, nad którymi wyrasta ważniejsza i pełnoprawna warstwa kompozycji muzyczno- poetyckiej.

choć „land” to bardzo dobra płyta, a krytycy twierdzą, że tunng wykonał duży krok naprzód, pokazując, że dojrzał do serwowania lepszych kompozycji i wyjścia poza schemat, który sam sobie wcześniej wytworzył, sam osobiście wolę album „good arrows” - zachwycający, świeży, skromny, bez przesadnej cukierkowości, pełen energetyzującej siły i pozytywnej energii.
„and then we saw land” jest dla mnie zbyt słodki i zbyt duszny, poza tym niczym szczególnie mnie nie urzeka.

tak to jest z zespołami, które nie chcą stać w miejscu, tylko szukają nowych ścieżek, pragnąc docierać do nowych miejsc. tunng dotarł z tegoroczną płytą w miejsce, które nie każdemu musi się spodobać. osobiście jestem zespołowi niesamowicie wdzięczny za tak cudowny prezent, jakim było „good arows”.
są z pewnością i tacy, którzy równie wdzięczni są za „and then we saw land”.


nr 1 Hustle

nr 6 Sashimi

nr 10 Santiago

dla porównania, największy przebój z "good arrows":

nr 4 Bullets

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czarymary

    Podziekuj odemnie Joance ze mi pokazala to miejsce:-P

    jest tun jak w domu? Tam tez taka muzyka.
    Ryjopasa tez pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. :)
    Ryjopas niezbyt za bardzo zna Bartka. może go pozdrowi, gdy go pozna ;)

    powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Leży u mnie na twardym i czeka na odsłuch, ale nie moge się zabrać. Za dużo szumu było wokół tego i jest sceptycznie nastawiony. Na razie katuję nowe The Roots.

    Paweł F

    OdpowiedzUsuń